Wiadomosci.Goniec.pl > Polityka > Marsz 4 czerwca sukcesem Donalda Tuska. PiS ma problem [KOMENTARZ]
Karol Gąsienica
Karol Gąsienica 05.06.2023 14:13

Marsz 4 czerwca sukcesem Donalda Tuska. PiS ma problem [KOMENTARZ]

Donald Tusk na marszu 4 czerwca
Wojciech Olkusnik/East News

Marsz, który 4 czerwca przeszedł ulicami Warszawy, okazał się nadspodziewanym sukcesem Donalda Tuska. Wydarzenia z ostatniej niedzieli mogą okazać się przełomowym punktem przed zbliżającymi wyborami parlamentarnymi, a to, co dla opozycji jest ogromną szansą, dla PiS-u stało się zaś wielkim zagrożeniem. 
 

Wielki marsz i wielka frekwencja

Donald Tusk wezwał w połowie kwietnia na marsz wszystkich tych, którzy, jak wówczas pisał, są przeciwko "drożyźnie, złodziejstwu i kłamstwu, a za wolnymi wyborami i demokratyczną, europejską Polską". Opozycja, a szczególnie Koalicja Obywatelska, wiązały z marszem bardzo duże nadzieje i zapowiedziały ogromną mobilizację w swoich szeregach.

Przed marszem, w związku z zapowiedziami polityków, oczekiwania bardzo urosły, co było dla Donalda Tuska również pewnego rodzaju zagrożeniem. Przy tak dużej mobilizacji, gdyby marsz okazał się niepowodzeniem, mogłoby się okazać, że Donald Tusk uzyska skutek odwrotny od zamierzonego, czyli demobilizację swojego elektoratu. Tak się jednak nie stało, ponieważ pochód 4 czerwca był nadspodziewanym sukcesem, a tłumy ludzi przerosły chyba nawet oczekiwania organizatorów.

Według szacunków stołecznego ratusza ulicami Warszawy przemaszerowało około pół miliona osób, co sprawia, że niedzielny marsz był największą demonstracją w Polsce po 1989 roku. Wbrew staraniom polityków obozu rządzącego oraz mediów rządowych, mówiących o "frekwencyjnej klapie" czy o tym, że "Tusk się przeliczył", każdy, kto w niedzielę na marszu był, widział, że stolica już bardzo długo nie widziała na swoich ulicach takich tłumów.

Co warte podkreślenia, przyczyną takiej mobilizacji były nie tylko działania obozu opozycji, ale także ostatni ruch Andrzeja Dudy w sprawie podpisania ustawy zwanej "Lex Tusk". Prezydent tuż przed marszem dał jego organizatorom prawdziwe paliwo do działania. Wiele osób, które postanowiły przyjść w niedzielę na marsz, podkreślało, że to właśnie decyzja prezydenta była tym, co przelało czarę goryczy. Przestrzeganie przed komisją stworzoną z polityków, która może odbierać poszczególnym osobom możliwość sprawowania najważniejszych funkcji publicznych, nie jest już tylko "straszeniem PiS-em". Jest to realne zagrożenie dla rządów prawa, które rozumieją już także osoby niepopierające Donalda Tuska. 

Donald Tusk złożył ślubowanie podczas marszu 4 czerwca. "Będziemy bili się o wolną Polskę"

Kampania rozpoczęła się na dobre. Tusk wyczuł nastroje

Poza frekwencją na marszu dopisała też atmosfera, co z punktu widzenia organizatorów, było chyba równie ważne. Uczestnicy marszu, którzy do Warszawy przyjechali z całej Polski, pytani przez nas o to, czemu zdecydowali się stawić tego dnia w stolicy, odpowiadali, że chcieli okazać w ten sposób swój sprzeciw wobec ostatnich ośmiu lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. I co warte podkreślenia, większość osób, które rozmawiały z naszą redakcją, mówiły, że naprawdę wierzą w zmianę rządów po zbliżających się wyborach parlamentarnych.

Donald Tusk wyczuł panujące w społeczeństwie nastroje dotyczące drożyzny, inflacji i społecznego niezadowolenia związanego z kolejnymi aferami obecnej władzy. Poza pokazaniem mobilizacji swojego ugrupowania osiągnął jeszcze jeden, ważny z perspektywy wyborów cel. Na marszu zjawili się wszyscy liderzy demokratycznej opozycji, w tym Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz, których obecność do ostatnich dni nie była pewna. Lider Polski 2050 mówił nawet wcześniej, że "marszami wyborów się nie wygrywa". Do przyjścia na marsz przekonał go jednak ostatecznie, a jakże, Andrzej Duda, podpisując "Lex Tusk".

Dzięki temu przewodniczący PO, tym wyborcom, którzy tego potrzebowali, pokazał, że opozycja w najważniejszych sprawach jest zjednoczona i potrafi współpracować. Z kolei pozostałym liderom udowodnił, jaki społeczny kapitał za nim stoi i rozwiał wątpliwości co do tego, kto był i nadal jest liderem całej opozycji. Liczba osób, które stawiły się na wezwanie Donalda Tuska, musiała przecież bowiem zrobić wrażenie także na Szymonie Hołowni czy pozostałym szefom partii opozycyjnych.

Obecny na marszu Tomasz Zimoch, poseł z ugrupowania Polski 2050, w rozmowie z redakcją Goniec.pl, przekonywał, że "dzisiaj, tutaj trzeba być". - Każde ugrupowanie jest trochę inne. Najważniejsze, żeby wygrać te wybory. Jedna droga, ale i trzecia droga też jest istotna, też warta wyboru i też warta spojrzenia przychylnym okiem - mówił przedstawiciel ugrupowania Szymona Hołowni.

Z kolei politycy Koalicji Obywatelskiej, m.in. Dariusz Joński, Agnieszka Pomaska czy Adam Szłapka, przekonywali, że marsz przerósł ich oczekiwania, w powietrzu czuć “wiatr zmian”, a "Polska się budzi". Politycy KO zgodnie mówili, że opozycja wygra nadchodzące wybory, a niedzielne wydarzenie daje jej ogromne pokłady energii na kampanię wyborczą. 

PiS ma problem. Marsz pokazał mobilizację na opozycji

Politycy obozu rządzącego, czego można było się spodziewać, próbują umniejszać skali marszu 4 czerwca, pisząc o "frekwencyjnej klapie" czy o tym, że był to "marsz nienawiści". Nie ma to wiele wspólnego z rzeczywistością, jednak pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość po prostu nie miało przygotowanej żadnej logicznej reakcji na niedzielne wydarzenia.

Prawo i Sprawiedliwość ma problem, ponieważ w związku ze skalą marszu, to opozycja będzie zapewne w najbliższych tygodniach dyktowała dyskusję w kampanii i to właśnie po stronie opozycji będzie w tej chwili większa energia. Partia Jarosława Kaczyńskiego musi zareagować. Jak? Raczej niemożliwe, żeby rządzący próbowali organizować własny marsz, dlatego pozostają im dwie możliwości. Pierwsza to kampania negatywna, mająca na celu atakowanie Donalda Tuska, opozycji i wszystkich uczestników marszu, co już się dzieje. Druga opcja, bardziej skupiona na odzyskanie przewagi w kampanii, to oczywiście zapowiedź kolejnych obietnic wyborczych.

Obóz rządzący z pewnością ma jeszcze asa w rękawie, jednak wyciągnięcie go już teraz, na kilka miesięcy przed wyborami, mogłoby być bardzo niebezpieczne.

Szanse i zagrożenia dla opozycji po marszu 4 czerwca

Marsz 4 czerwca był nadspodziewanym sukcesem, na którym zyska cała opozycja, jednak najbardziej Donald Tusk. Atmosfera z niedzieli w obozie opozycji oraz wśród elektoratu będzie utrzymywała się pewnie jeszcze przez kilka tygodni, w związku z czym opozycja ma teraz ogromną szansę, żeby objąć prowadzenie w kampanii i dyktować PiS-owi warunki gry.

Tam, gdzie są szansę, pojawiają się jednak także zagrożenia. Marsz wywołał wśród społeczeństwa ogromne emocje, jednak ich dowiezienie do jesiennych wyborów będzie niezwykle trudne. W tym momencie opozycja musi walczyć o to, aby ten entuzjazm podtrzymać, jednak jeśli tak się nie stanie, na opozycji może wystąpić demobilizacja, co na chwilę przed wyborami może mieć dla niej opłakane konsekwencje.

 

Źródło: Goniec.pl